11 listopada – dzień, w którym oficjalnie przypominamy sobie, że kiedyś nie byliśmy wolni. Że trzeba było walczyć, ginąć, siedzieć w więzieniach i znosić zabory, by dziś móc wieszać flagi i mówić o „wolności”. Tylko... czy naprawdę jesteśmy wolni? Niepodległość to nie tylko brak obcego wojska na naszych ulicach. To suwerenność myślenia, niezależność gospodarcza, wolność słowa i prawo do samostanowienia. A dziś, w XXI wieku, te wartości są rozmieniane na drobne – z uśmiechem, w ciszy, pod przykrywką demokracji i sprawiedliwości. Kiedy politycy ustawiają kraj pod sondaże, a nie pod dobro obywatela – czy to jest niepodległość? Gdy media karmią ludzi propagandą, zależną nie od prawdy, a od właścicieli – gdzie tu suwerenność? Gdy młody człowiek wyjeżdża, bo nie widzi tu przyszłości – czy mamy co świętować? Niepodległość nie jest dana raz na zawsze. To proces, który trzeba pielęgnować. Nie za pomocą okrzyków, defilad i oficjalnych wystąpień. Ale poprzez odwagę mówienia prawdy, uczciwość w rządzeniu i troskę o wolność każdego obywatela, nawet tego, który myśli inaczej. Dziś potrzebujemy nie tyle pomników, tylko żywej pamięci. Takiej, która nie pozwala politykom zawłaszczać patriotyzmu, która nie zamienia patriotyzmu w nacjonalistyczny radykalizm tylko takiej która pozwala obywatelom spać spokojnie, gdy kraj dryfuje. Bo niepodległość to nie kartka w kalendarzu. To stan ducha, o który trzeba walczyć każdego dnia, także po 11 listopada.
Komentarze
Prześlij komentarz