„Mam dość polityków” – to dziś jedno z najczęściej powtarzanych zdań w Polsce. Pada przy świątecznym stole, w kolejce do lekarza, pod artykułem w internecie. Wypowiadane z westchnieniem, złością albo ironicznym uśmiechem. A potem przychodzą wybory i dzieje się rzecz absolutnie zadziwiająca: ci sami ludzie, zmęczeni tym samym układem, z tą samą miną stawiają krzyżyk przy tych samych nazwiskach. Jakby zmęczenie miało bardzo wąski zakres, kończyło się dokładnie na deklaracji. Skąd ten paradoks?
Po pierwsze: zmęczenie bez alternatywy. Wielu wyborców naprawdę czuje przesyt. Widzą kłótnie, afery, wieczne wojny plemienne. Problem w tym, że polityka została im sprzedana jako wybór między znanym złem a nieznaną katastrofą. „Wiem, że ten mnie rozczarował, ale tamci są gorsi” – to najuczciwsze polityczne credo ostatnich lat. Zmiana przestaje być nadzieją, staje się ryzykiem. A człowiek zmęczony nie chce ryzykować, chce przetrwać.
Po drugie: polityczna lojalność działa jak przyzwyczajenie. Głosowanie na tych samych ludzi nie zawsze wynika z poparcia, często z nawyku. Jak sklep, do którego chodzisz od lat, choć ceny rosną, obsługa jest coraz gorsza, a warzywa zwiędłe. Ale wiesz, gdzie co leży. W polityce jest podobnie: znamy twarze, slogany, winy i grzechy. Nowi wymagają wysiłku, trzeba ich sprawdzić, zrozumieć, uwierzyć. A łatwiej jest ponarzekać niż się zaangażować.
Po trzecie: strach przed „tamtymi” jest silniejszy niż niechęć do „swoich”. Politycy doskonale to wiedzą i grają tym bez litości. Kampanie nie są już opowieścią o tym, co zrobimy, tylko ostrzeżeniem przed tym, co zrobią inni. W efekcie wyborca może nie lubić swojego obozu, ale panicznie boi się obozu przeciwnego. I w dniu wyborów nie głosuje „za”, tylko „przeciw”. To głosowanie z zaciśniętymi zębami, ale nadal głosowanie na tych samych.
Po czwarte: narzekanie stało się substytutem działania. „Mam dość polityków” brzmi jak bunt, ale często jest tylko wentylem. Wypowiedziane zdanie daje chwilową ulgę, poczucie moralnej wyższości:” ja widzę, ja się nie nabieram”. Tyle że na tym bunt się kończy. Nie ma konsekwencji, nie ma decyzji, nie ma zmiany. Politycy mogą spać spokojnie, deklarowane zmęczenie rzadko przekłada się na realne zachowanie przy urnie.
I wreszcie: system nagradza powtarzalność. Ci sami politycy mają rozpoznawalność, pieniądze, media, struktury. Nowi zaczynają z poziomu krzyku w próżnię. Wyborca może być zmęczony, ale system podsuwa mu wciąż te same nazwiska, jakby mówił: „wybieraj, ale tylko spośród znanych opcji”. Zmęczenie nie znika, ale alternatywa nadal nie istnieje.
Dlatego to zdanie – „mam dość polityków” jest dziś bardziej aktem bezsilności niż sprzeciwu. To nie zapowiedź zmiany, tylko przyznanie się do jej braku. Bo dopóki zmęczenie nie zamieni się w decyzję, a niechęć w realne poszukiwanie innych rozwiązań, dopóty politycy, których „mamy dość”, będą wygrywać kolejne wybory.
I może to najbardziej niewygodna prawda: nie mamy dość polityków. Mamy dość odpowiedzialności za własne wybory.
Komentarze
Prześlij komentarz