Jest w roku taki czas, gdy polityk staje się czuły. Głos mu mięknie, spojrzenie łagodnieje, a ręka, która przez jedenaście miesięcy podpisuje ustawy z kamienną twarzą, nagle wyciąga się ku obywatelowi niczym dłoń świętego Mikołaja. To czas Bożego Narodzenia. Czas, gdy państwo opiekuńcze rodzi się na nowo. W żłóbku nie leży już Dzieciątko, lecz budżet. Owinięty w pieluszki z dotacji, ogrzewany ciepłem transferów socjalnych, strzeżony przez aniołów z ministerstw. Nad nim pochylają się Trzej Królowie: Urzędnik, Ekspert i Spin Doktor, każdy z darem, obietnicą. Złoto stabilności, kadzidło empatii i mirrę… no cóż, mirra zawsze przyda się na ból po inflacji. Państwo opiekuńcze ma bowiem tę niezwykłą cechę, że nigdy nie mówi, skąd bierze. Ono po pros...
W święta wszyscy kochamy się bardziej. Przynajmniej deklaratywnie. W Wigilię jesteśmy cierpliwi, wyrozumiali i pełni ciepła. Nawet wujek, którego poglądy przez resztę roku uznalibyśmy za osobiste zagrożenie dla demokracji, dostaje dodatkowy kawałek sernika. Nawet ciotka, która „zawsze wie lepiej”, nagle „ma swoje zdanie i ma do niego prawo”. Cud? Nie. Raczej rozejm. Miłość bliźniego ma bowiem termin ważności. Krótki. Najczęściej kończy się 27 grudnia, kiedy resztki karpia przestają usprawiedliwiać dobre maniery. Wtedy wracamy do normy: do oburzenia, pogardy, moralnej wyższości i świętego przekonania, że „z nimi nie da się rozmawiać”. W Boże Narodzenie wszyscy jesteśmy lepsi, ale tylko na chwilę. Jakby empatia była świątecznym swetrem: zakładamy ją na kilka dni, bo tak wypada, po czym chowamy głęboko do szafy, bo niewygodna i gryzie. Przez resztę roku bliźni znów staje się przeciwnikiem, zagrożeniem albo memem do wyśmiania. Co roku słyszymy te same hasła: po...